28 lutego 2016

Vietnam Ho Chi Min

Dalat to jedno z niewielu miast, które uchowało się od wojny w Wietnamie. Labirynty wąskich krętych uliczek wspinających się na wzgórzach pozwalają Ci się zgubić i odnaleźć w ciekawym miejscu. Przewodniki rozpisują się na temat architektury kolonialnej, nikt jednak nie zanotował, że niemal co trzeci budynek to guesthouse albo hotel! Miasto roi się od nich. Lokalną atrakcją wartą zobaczenia jest Crazy House, ekstrawagancki dom przypominający architekturę Gaudiego. Wokół Da Lat są góry, wodospady i jeziora.
Nie szalony dom jednak, ani piękna przyroda wokół, lecz jeden wieczór w mieście pozostanie mocno w mojej pamięci.
Obładowani w wino i słodycze poszliśmy z Wikingiem do parku.  Rozsiedliśmy się już jakieś parę minut gdy dopiero zauważyliśmy w ciemności, że ktoś leży na podłodze owinięty siecią. Koło niego stała pusta już niemal plastikowa butelka z żółtą cieczą. Przyglądamy się uważnie i dochodzimy do wniosku, że jest za mały na człowieka i to pewnie jakiś przedmiot. Raymond dotyknął stopą sieci, która nagle poruszyła się. Przestraszyliśmy się nie mniej niż on. Z sieci wyłoniła się wątła postać i podeszła do nas. Mały Wietnamczyk usiadł w kucki przed nami i zaczął rozmowę. Parę słów, parę łyków. Piliśmy razem, on nam śpiewał. Cudnie, od serca, melancholijnie patrząc w księżyc. Poruszał przy tym rękoma niezwykle subtelnie,  z gracją. Siedział cały czas owinięty w sieć, bo wieczór był chłodny. Częstowaliśmy go ciastami, ale nie chciał, był skromny. Popłakał się ze wzruszenia, że spotkał dobrych ludzi na drodze. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w milczeniu kontemplując ten czas. Na pożegnanie zostawiliśmy mu torbę słodyczy, wodę i owinęliśmy jego szyję ciepłym szalem. Wietnamczyk zaśpiewał nam piosenkę "Vietnam Ho Chi Min".
Ruszyliśmy w stronę domu i niedowierzając własnym uszom słyszymy tę samą piosenkę! Na pagórku siedzą lokalsi, piją wino, a na gitarze gra bluesa tęgi Wietnamczyk w kowbojskim kapeluszu. Genialnie śpiewa barytonem, co jak na Azjatę jest dość niezwyczajne. Na małym stoisku kobieta sprzedawała wino, a drugi kowboj podstawiał zmarzniętym słuchaczom małe grille z żarzącym się opałem drewna. Długi wieczór trwał przy muzyce i winie.







































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz