Birma. Kraj do niedawna zamkniety dla turystow otworzyl sie na swiat. Czy odsłoni przed nami swoje łagodne buddyjskie oblicze czy przywdzieje drapieżną komunistyczną szatę?
Wjeżdżam do kraju ostatniego dnia mojej wizy, co okazuje się być dla celnikow problemem. Sprawdzają dokladnie moje dokumenty i żądają biletu powrotnego. W niektorych krajach Azji żeby wjechać trzeba wyjechać. W teorii, bo wiele spraw w tej części świata jest umownych. W praktyce zależy to od dobrej woli celnika i odrobiny szczęścia. Przypadek sprawił, że na parę godzin przed wylotem do Birmy za namową znajomego i intuicją zarezerwowalam bilet powrotny.
Chinatown, downtown. Pokarm dla zmysłów. Uliczny bazar wrze. Sprzedają tu miniaturowe smażone jajka z kokosem, małe placuszki warzywne, wszelkie możliwe części mięsa, ciasta z brązowego ryżu. Ponadto różne gaddżety i ubrania. Szyk mody- piżamy ze zwierzakami. Niekoniecznie do spania, lecz jako codzienny ubiór. Niekwestionowaną gwiazdą jest "hello kity". Chińczycy są przedsiębiorczy i zorganizowani. Na każdej ulicy sprzedaje się inne przedmioty. Na jednej kupisz koperty, znaczki i zeszyty, na drugiej breloczki, spinacze i agrafki, na kolejnej śruby, łańcuchy i felgi. Wędrujesz kolorowymi alejami podziwiając mnogość i różnorodnośc przedmiotów. Chińczycy są potęgę w Azji, wypierają lokalne wyroby. Szczególnie widać to w rejonach górskich, gdzie mozolnie tkane regionalne stroje są zastępowane przez szybko wyprodukowaną bylejaką szmatę.
Piąta rano. Ze snu wyrywa mnie mantra. To mnisi zaczynają swój dzień. Nie da się w Birmie uniknąć odgłosu porannej modlitwy, świątynie są na każdym rogu. Pośród nich są też hinduistyczne i muzułmańskie meczety. W Birmie mieszka sporo emigrantów z Indii i Bangladeszu. Buddyści nie lubią wyznawców Allaha, szczegolnie tych z grupy etnicznej Rohingya. Nie wiadomo do końca skąd pochodzą. Twierdzą, że są autochtonami z Birmy, Birmańczycy natomiast, że przywędrowali z Bangladeszu. Mówią w języku bengalskim. Są od lat prześladowani przez społeczność i rząd. Nie mają prawa do państwowej pracy, szkoły i opieki medycznej. Spora ich częśc uciekła do Bangladeszu i Malezji. Widziałam slumsy, w których mieszkają w Bangladeszu przy granicy z Birmą. W zeszłym roku na południu kraju doszło do niebywałej sytuacji: mnisi pobili muzułmanów! Problem zaczął się, kiedy parę lat temu kilku z nich zgwałciło młodą Birmankę. Poza tym buddyści obawiają się, że muzułmanie zwiększą swoją populację biorąc sobie za żony buddyjskie kobiety, szczególnie, że prawo islamskie zezwala na na posiadanie kilku żon. Trafiłam w Bangladeszu, przy granicy z Birmą do slumsów, w których mieszkają. Chociaż byłam sama, czułam się bezpiecznie i zostałam przez nich wspaniale ugoszczona.
Siódma rano. Z ulicy dobiega mnie dźwięk muzyki. Jest coraz blizej, coraz głośniej, po czym oddala się i cichnie. Godzinę później znowu go słychać. Wychodzę zobaczyć co się dzieje. Ulicami jedzie pojazd z zespołem, który śpiewa i gra na żywo. Wyglądają jak electric trio z karnawału w Brazylii. Muzycy są przebrani w kolorowe szałowe ciuchy. Świetują przez trzy dni pełnię księżyca. W świątyniach z tej okazji są specjalne modlitwy. Trafiłam do jednej, gdzie miałam okazję zobaczyć jak się tka szaty dla mnichów i posłuchać koncertu odjechanej surrealistycznej muzyki. W największej, złotej świątyni setki wiernych przybywało z pielgrzymką, a młode mniszki ubrane w bladoróżowe stroje odprawiały przy świeczkach hipnotyzującą mantrę.
Yangon, stolica Birma, jest mieszanką starych sowieckich budynków ze złotymi świątyniami, zdezelowanych autobusów z lat 50-tych z nowoczesnymi samochodami. Tu rzecz niezwykła. Większość z nich jest sprowadzanych z Japonii i mają kierownice po prawej stronie, bo są przystosowane do ruchu lewostronnego. W Birmie natomiast ruch jest prawostronny! Wyprzedzanie jest więc niemożliwe, chyba że ma się pomocnika, tak jak kierowcy autobusów, którzy krzyczą czy mogą wyprzedzać.
W powietrzu unosi się smród spalin, śmieci, betelu i herbaty. Herbatę pije się siedząc na małych plastikowych stołeczkach w jednym z setek ulicznych "kawiarenek". Podawana jest w malych filizankach, z gęstym mlekiem. Chińska zielona herbata jest za darmo, jej nie zamawiasz. Leży zawsze na stoliku, jak u nas woda. Jeśli chcesz dolewki musisz poprosić o zieloną herbatę, bo prosząc po prostu o herbatę dostaniesz czarną z mlekiem.
Mijam białe twarze. Wszystkie niemalże kobiety. Smarują siebie i dzieci tanaką - preparatem kosmetycznym chroniącym przed słońcem i starzeniem się skóry. Wygląda to bardziej na modę, bo twarze często pomalowane są w różne motywy i np tylko na policzkach. Młodych chłopców również można spotkac z twarzą wysmarowaną tanaką. Cóż, wszyscy chcemy być młodzi i piękni.
Super! Fajnie jest się przenieść do Ciebie na chwile.. Dzięki Stokrotko (ps. tęsknimy!) :):*
OdpowiedzUsuń