12 stycznia 2016

Kontrasty

W powietrzu unosi się smród spalin, beteli i śmieci. Są wszędzie, tysiące, leżą bez ładu i składu. Śmierdzi gdy idziesz ulicą, jedziesz autobusem, jesz na stoisku. Birma żyje na śmieciach. W tle odbijają się od słońca złote pagody, rozświetlając szaroburą rzeczywistość. Uśmiechnięte młode mniszki zabarwiają ulice bladoróżowymi szatami.
Świątynie i śmieci, pocztówkowe obrazy Birmy, ścigają się ze sobą i atakują Cię wszystimi zmysłami. Kontrastują ze sobą, a jednocześnie spokojnie obok siebie egzystują.
Śpię w hotelu Okinawa w pokoju wieloosobowym w japońskim stylu. Na podłodze leżą same materace, a każdy z nich jest otoczony własną moskitierą. Po hotelu chodzi się boso, jak w każdym buddyjskim domu, a podłoga wyłożona jest czerwoną wykładziną. Do łazienki, choć publicznej, też się wchodzi boso. Ciężko do tego przywyknąć, nawet jeśli toaleta wygląda czysto. To z pewnością dobra metoda psychologiczna jeśli ktoś ma fobię czystości. Hotel jest czysty, nie biegają po nim karaluchy jak w większości. Nie przekonuje to Japonki, która z obrzydzeniem wchodzi do mokrej toalety w białych pończochach ubrana cała na biało. W Birmie jest mnóstwo japońskich turystów i specjalnie dla nich powstały japońskie hotele.
Idę na zaplecze powiesić pranie w miejscu, do którego nie mam wstępu. To co widzę, mocno mnie szokuje. Na tyłach budynku jest aleja śmieci, dywan ciągnący się po horyzont! Nie dziwne, że nie ma w hotelu karaluchów...
Tego dnia widzę jeszcze więcej śmieci, na slumsach, do których trafiam przypadkiem włócząc się po mieście. Są wszędzie: na ulicy, za domem, a nawet w kanałach, w których kobiety robia pranie i brodzą bezdomne wychudzone do szpiku kości psy. Birmańskie psy są przeważnie bezdomne, przeraźliwie chude i z ranami. Nie wiem czy od zderzenia z pojazdami, walk z innymi psami czy od chorób. Leżą na środku ulicy i nie wstają gdy nadjeżdża samochód, są zbyt słabe albo zrezygnowane. Może jedno i drugie. Nigdy nie słyszałam jak szczekają. W śmieciach grzebią też inne zwierzęta, które potem lądują na talerzu.
Mimo powszechnej biedy ludzie chętnie dają co mają "na tacę". W buddyjskich świątyniach są przezroczyste urny, do których można włożyć pieniądze. Któż nie da jeśli ceną jest wieczne szczęście i dobrobyt? Zbiera się też pieniądze na coroczne złocenie swiątyń. Czy napewno tylko na to? Zastanawiam się widząc wokół mnóstwo mnichów ze smartfonami i tabletami. Każda buddyjska rodzina stara się wysłać dziecko do klasztoru przynajmniej raz w jego życiu na okres roku. Piękne solidne tekowe klasztory, wygodne łóżka, czysto, spokó i cisza.  Codziennie rano mnisi chodzą ulicami i proszą o miskę ryżu. Teoretycznie ostatni posiłek jedzą przed południem, ale w praktyce jest inaczej. W klasztorach trzymają kartony czekoladowego mleka sojowego, którymi opijają się popołudniami. Osobiście widziałam  jak jadają w restauracjach. Może dlatego w Birmie jest pełno młodych mnichów i mniszek.




























2 komentarze:

  1. Dziękujemy za relację.. uważaj na siebie Kwiatuszku :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Postęp cywilizacji ma swoje złe strony. Podejrzewam, że ci ludzie są często szczęśliwsi od przeciętnego Europejczyka, ale żeby nie ogarnąć utylizacji śmieci, albo chociaż jakiejś organizacji gromadzenia ich w jednym miejscu...No szlag mnie trafia! Pozdro Maja! Buźka

    OdpowiedzUsuń