Poranek na koncu swiata. Siedzimy przy kawie czekajac cierpliwie na telefon. Nie wiemy czy zadzwoni dzis, jutro, czy moze nigdy. Dzwiek przerywa cisze. Krotka wymiana zdan i po chwili ruszamy do jego domu.
Na imie ma Hamed. Wiek blizej nieokreslony. Jest lokalnym przewodnikiem po dzungli Tamana Negara. Wita nas cieplo i rozlokowuje po pokojach. Dom jest obszerny, z przytulnym gankiem, w ktorym spedzimy pozniej mnostwo czasu. Za duzo. W domu nie ma elektrycznosci, wiec Hamed codziennie rozpala ogien. Gotuje dla nas, spiewa i opowiada niestworzone historie z dzungli. Wieczorem zabiera mnie motorem do domku na drzewie, ktory sam zbudowal dla syna. Obok jest ogromny niedokonczony hotel z basenem, ktory mial prowadzic razem z zona. Niestety opuscila go, zabrala dzieci i wrocila spowrotem do Szwajcarii, skad pochodzi. Hamed ma teraz dlugi, ale ma nadzieje sprzedac hotel za dobra cene. Mimo smutnego losu nie traci poczucia humoru. Ma ogromna wiedze na temat Tamana Negara, napisal nawet o niej ksiazke. Nazywa siebie Doctor Professor Bulshit, pewnie ze wzgledu na te historie, ktore wymysla. Ma duze ego, mimo to podbija nasze serca.
Przyjechalam tu z Francuzami, Barnabe i Sylvain i Portugalczykiem Cristiano "Ronaldo", z ktorymi zaprzyjaznilam sie wczesniej w podrozy. Francuzi byli tu wczesniej. Poznali wtedy Hameda i spedzili u niego pare dni. Umowili sie, ze wroca i wybiora sie tym razem sami do dzungli, za wskazowkami przewodnika. Kolejnego dnia, z plecakami obladowanymi jedzeniem, woda i akcesoriami biwakowymi ruszamy w dziewiczy las.
Po dwoch dniach docieramy do ogromnej pustej jaskini. Wkrotce zjawia sie grupka turystow z przewodnikiem. Ten podchodzi do nas i pyta mnie czy jestem Maya. Skad on zna moje imie?! Potwierdzam kompletnie zaskoczona. Przewodnik siega po koperte i wrecza mi ja. Przesylka w srodku dzungli!!! To list od Hameda, z narysowanym znaczkiem i zaadresowany do Maya Sarong. Sarong w Malezji oznacza spodnice (material), w ktorej chodza mezczyzni i kobiety. Wiaze sie ja w specyficzny sposob. Hamed podarowal mi taka pierwszej nocy. Zaciekawieni siadamy na podlodze, odpalamy swieczke i zaczynam czytac na glos. Pierwsza strona jest lekka i zabawna, jednak szybko zorientowalismy sie, ze jest intymny, wiec reszte listu czytam w ciszy. List, jak sie domyslacie, byl milosny, wzruszajacy, ale nie zabraklo w nim humoru i autoironii. Kolejna noc spedzamy w schronisku w dzungli. Tam spotykamy grupe z innym przewodnikiem, ktory slyszac moje imie zaczyna sie smiac, ze jestemukochana Hameda. Wie o liscie. Zapewne wszyscy w wiosce beda niedlugo wiedziec.
Po czterech dniach wracamy do domu Hameda. Nie wiem czego sie spodziewac, jak sie zachowac. Hamed o niczym nie wspomina, ja oniesmielona milcze. Tylko wioska gada. Postanowilam napisac list i zostawic mu go na pozegnanie. Szczegolnie, ze nastepnego dnia mialam wyjechac.
Tak sie jednak nie stalo. Zachecona spacerem botanicznym, ktory przewodnik obiecal chlopakom i checia pomocy w pomalowaniu domu postanawilam zostac.
Rankiem nastepnego dnia wydarzylo sie cos nieoczekiwanego. Hamed zabral portfel Barnabe pod pretekstem bezpieczenstwa. Podobno w domu byly kradzieze, wiec bezpieczniej bedzie go trzymac na policji w innym miescie. Czemu wzial tylko jego portfel? Byl na wierzchu, wiec latwo dostepny, a nasze schowane. Coz, moze wie co mowi. Wzbudzil w nas zaufanie, wiec poki co nie martwimy sie. Obiecuje go oddac przed naszym wyjazdem.
Mijaja dnie, a po spacerze i malowaniu ani sladu. Hamed codziennie wstaje kolo 14, noca buszuje po domu i rozpala ognisko nad ranem spiewajac wnieboglosy. My za to spedzamy duzo czasu w ganku gotujac i grajac na ukulele gdy pada deszcz. Chodzimy na druga strone rzeki plywac w pieknej brunatno-czarnej wodzie w cudownej scenerii dzungli gdy swieci slonce. Zaprzyjazniamy sie tez z lokalnymi przewodnikami i muzykami. Duzo pija, mimo ze alkohol jest tu na wage zlota (Malezja to kraj muzulmanski). Hamed twierdzi, ze biora rowniez metaamfetamine by byc sprawniejszym w lozku. Przywoza ja z Tajlandii, czasem to lokalna produkcja. Ta mieszanka narkotyczno-religijna sprawia, ze sa strasznie napaleni i ma sie wrazenie, ze jedyne co im chodzi po glowie to seks. Pytam przewodnika czy tez bierze, mowi, ze czasami. Alkohol pije rzadko, bo jest mocno praktykujacym muzulmaninem a islam tego zabrania.
Postanawiamy wyjechac, wiec Barnabe prosi Hameda, by pojechal po jego portfel. Troche to trwa, wkoncu przycisniety wyrusza do miasta. Ma wrocic nastepnego dnia; wraca dwa dni pozniej. Z niewyrazna mina i spuszczona glowa oznajmia, ze zostal okradziony. Portfel przywiozl, ale pusty. Chyba kazdy z nas gdzies przeczuwal co sie swieci, bo nie bylismy nawet tyle zli co zniesmaczeni jego zachowaniem. Barnabe powiedzial tylko tyle, ze ma mu oddac przynajmniej czesc pieniedzy i nie obchodzi go skad je wezmie. Hamed obiecal pozyczyc od mamy i oddac calosc.
Wyobrazacie sobie, ze ktos wyjezdza i znika bez sladu pozostawiajac gosci w swoim domu?! Tak wlasnie zrobil szalony przewodnik. Probujac dowiedziec sie w wiosce co sie stalo dowiaduje sie przy okazji, ze tego dnia, gdy rzekomo pojechal do miasta po portfel lezal pijany nad rzeka. Jego brat powiedzial nam, ze Hamed ma problem z alkoholem i zniknal zabierajac jego motor bez pytania. Chyba zapomnial o Allahu...
Nigdy go wiecej nie zobaczylismy. Wyjechalismy rankiem zostawiajac dom otwarty i list.
Po czterech dniach wracamy do domu Hameda. Nie wiem czego sie spodziewac, jak sie zachowac. Hamed o niczym nie wspomina, ja oniesmielona milcze. Tylko wioska gada. Postanowilam napisac list i zostawic mu go na pozegnanie. Szczegolnie, ze nastepnego dnia mialam wyjechac.
Tak sie jednak nie stalo. Zachecona spacerem botanicznym, ktory przewodnik obiecal chlopakom i checia pomocy w pomalowaniu domu postanawilam zostac.
Rankiem nastepnego dnia wydarzylo sie cos nieoczekiwanego. Hamed zabral portfel Barnabe pod pretekstem bezpieczenstwa. Podobno w domu byly kradzieze, wiec bezpieczniej bedzie go trzymac na policji w innym miescie. Czemu wzial tylko jego portfel? Byl na wierzchu, wiec latwo dostepny, a nasze schowane. Coz, moze wie co mowi. Wzbudzil w nas zaufanie, wiec poki co nie martwimy sie. Obiecuje go oddac przed naszym wyjazdem.
Mijaja dnie, a po spacerze i malowaniu ani sladu. Hamed codziennie wstaje kolo 14, noca buszuje po domu i rozpala ognisko nad ranem spiewajac wnieboglosy. My za to spedzamy duzo czasu w ganku gotujac i grajac na ukulele gdy pada deszcz. Chodzimy na druga strone rzeki plywac w pieknej brunatno-czarnej wodzie w cudownej scenerii dzungli gdy swieci slonce. Zaprzyjazniamy sie tez z lokalnymi przewodnikami i muzykami. Duzo pija, mimo ze alkohol jest tu na wage zlota (Malezja to kraj muzulmanski). Hamed twierdzi, ze biora rowniez metaamfetamine by byc sprawniejszym w lozku. Przywoza ja z Tajlandii, czasem to lokalna produkcja. Ta mieszanka narkotyczno-religijna sprawia, ze sa strasznie napaleni i ma sie wrazenie, ze jedyne co im chodzi po glowie to seks. Pytam przewodnika czy tez bierze, mowi, ze czasami. Alkohol pije rzadko, bo jest mocno praktykujacym muzulmaninem a islam tego zabrania.
Postanawiamy wyjechac, wiec Barnabe prosi Hameda, by pojechal po jego portfel. Troche to trwa, wkoncu przycisniety wyrusza do miasta. Ma wrocic nastepnego dnia; wraca dwa dni pozniej. Z niewyrazna mina i spuszczona glowa oznajmia, ze zostal okradziony. Portfel przywiozl, ale pusty. Chyba kazdy z nas gdzies przeczuwal co sie swieci, bo nie bylismy nawet tyle zli co zniesmaczeni jego zachowaniem. Barnabe powiedzial tylko tyle, ze ma mu oddac przynajmniej czesc pieniedzy i nie obchodzi go skad je wezmie. Hamed obiecal pozyczyc od mamy i oddac calosc.
Wyobrazacie sobie, ze ktos wyjezdza i znika bez sladu pozostawiajac gosci w swoim domu?! Tak wlasnie zrobil szalony przewodnik. Probujac dowiedziec sie w wiosce co sie stalo dowiaduje sie przy okazji, ze tego dnia, gdy rzekomo pojechal do miasta po portfel lezal pijany nad rzeka. Jego brat powiedzial nam, ze Hamed ma problem z alkoholem i zniknal zabierajac jego motor bez pytania. Chyba zapomnial o Allahu...
Nigdy go wiecej nie zobaczylismy. Wyjechalismy rankiem zostawiajac dom otwarty i list.