Ameryka, marzenie wielu, moim nigdy nie była. Pociągała mnie egzotyka, inne rasy, odmnienne kultury i tradycje. Z Ameryki przywędrowały hamburgery i coca cola; korporacyjno-konsumpcyjny świat nie kręcił mnie. Z Karaibów planowaliśmy pojechać do Ameryki południowej, zrodził się więc plan, żeby zwiedzić obie Ameryki. Zaczęła się wiosna, dobry okres na podróżowanie po Ameryce północnej, bilet z Trynidad i Tobago do Miami był dwa razy tańszy niż do sąsiednich krajów Ameryki południowej, zmieniliśmy więc plan i 4 kwietnia wylądowaliśmy więc w na slonecznej Florydzie. Odprawa celna na lotnisku trwała wieki, na dodatek były oddzielne okienka dla osób niebędących w Visa Wave Program. Stałam więc w kolejce z całym "trzecim światem", podczas gdy Wiking w towarzystwie uprzywilejowanych turystów. Po "przygodzie" w Puerto Rico byłam przygotowana na kolejną kontrolę osobistą, lecz ku mojemu zdziwieniu zostałam szybko i bezstresowo odprawiona z pieczątką podbitą na sześć miesięcy.
Florydę zalewają autostrady, lasy namorzynowe i tysiące komarów. W Miami zamiast samochodów parkuje się przed domem prywatne jachty, eleganckie domy mają ładnie przyciętą trawkę, a pieski ubiera się w stroje dla księżniczek. Półwysep opanowali latynosi, język hiszpański jest tam więc na porządku dziennym. Południowy klimat da się wyczuć w reklamach, kuchni, radiu i na drodze- kierowcy są tam znacznie bardziej szaleni niż w innych stanach. Wzdłuż wybrzeża Miami ciągnie się szeroka piaszczysta plaża dlugości paru kilometrów. Wokól wieżowce, muskularni mężczyźni i modne kobiety.
W Ameryce wszystko jest DUŻE: samochody, wieżowce, porcje jedzenia, masy ciała, sukces i odległości. Jeden stan to jak jeden kraj, więc podróżowanie po Stanach to jak podróżowanie po kontynencie. Tak jak w różnych krajach tak tu zmieniają sie krajobrazy, klimat i ludzie. Każdy stan rządzi się własnym prawem, lecz mimo wszystko czuć, że jest się w jednym kraju. Wszechobecną zmorą dla mnie jest klimatyzacja. Nie można od niej uciec. Byłam przez nią permanentnie przeziębiona dopóki nie nauczyłam się nosić ze sobą wszędzie chusty, ktora szczelnie się owijałam wchodząc do sklepów czy restauracji. Supermarkety czynne są całą dobę, miasta nigdy więc nie śpią. Poza wózkami na zakupy można skorzystać ze specjalnych pojazdów dla osób otyłych. Wszędzie są podjazdy dla inwalidów, chociaż tak naprawdę więcej z nich korzystają osoby otyłe. Znaki przy drogach informują jaka jest nazwa następnej ulicy, jakie są okoliczne atrakcje, restauracje, stacje benzynowe, centra handlowe oraz jakie jest prawo na drogach (np "należy zapiąć psy, bo takie jest prawo stanowe"). Nad autostradami wyświetlają się komunikaty kogo ściga policja i numer telefonu, pod który można zadzwonić jeśli zobaczy się dany samochód.
Jak najlepiej podróżować po Stanach? Samochodem. Tu każdy posiada przynajmniej jeden, bo komunikacja miejska nie należy do najlepiej rozwiniętych, a przemieszczanie się pomiędzy miastami innym środkiem transportu niż samochód jest droższe i skomplikowane. Zwłaszcza jeśli planuje się zwiedzanie parków narodowych. Postanowiliśmy kupić samochód, w którym będziemy mogli spać, żeby oszczędzić na noclegach. Wciąż mieliśmy ze sobą namiot, jednak nie wszędzie można się rozbić, a noce mogą być zimne. Po tygodniu kupiliśmy wymarzone auto. Nie spodziewaliśmy się, że znajdziemy kolorowego hippisowskiego vana, na dodatek w pełni przygotowany i wyposażony do podróży! Posiada zlew, chłodziarkę, wyposażenie kuchene, kuchenkę gazową, krzesła i różne dodatkowe gadżety. W środku jest kanapa i stolik, które razem rozkladają się (a właściwie składają) na wygodne łóżko.
Van należał do firmy Escape, która zajmuje się wypożyczaniem tego typu vanów turystom. Te, które miały na liczniku ponad 200tys. mil sprzedawała, i tym sposobem mogliśmy taki nabyć na własność. Kupiśmy go za 4000$, a gdybyśmy chcieli wynająć na okres, jaki zaplanowaliśmy podróżować kosztowałoby nas to 14000$ ! Sądziłam, że spotkamy na drodze innych turystów z zakupionym samochodem Escape (każdy van jest pomalowany inaczej), ale mijaliśmy jedynie wypożyczone auta. Biurokracja przebiegła dość sprawnie. Chilijczyk, od którego kupiśmy samochód znał różne triki i ubezpieczył nam go (telefonicznie!) jako RV, przec co płacimy o połowę tańsze ubezpieczenie. To nic, że nie mamy podłączenia hydraulicznego, ale mamy przecież zlew podłączony wężykiem do kanistra ;)
Samochód dał nam poczucie wolności i możliwość spania na kempingach. Społeczność kamperowców w Ameryce jest imponująca, stąd też ogromny wybór pól namiotowych. Na niektórych z nich można zamieszkać na stałe! Dla wielu Amerykanów przyczepy kempingowe to jedyny dom, a te często są wielkości mojego mieszkania! Pola namiotowe kosztują od 10 do nawet 100 dolarów. Najtańsze to najprostsze, z jedynie suchą toaletą, czyli dziurą w podłodze. Nawet te są jednak wyposażone w papier toaletowy i żel antybakteryjny. Elegancja Francja. Należą przeważnie do parków narodowych lub stanowych. Najdroższe, prywatne Rv Parks mają basen, siłownię, pralnię, plac zabaw i inne atrakcje. Większość pól namiotowych ma wydzielone miejsca, każde z ławą. Nie można przyjechać i rozbić się gdziekolwiek. Ma to swoje zalety, zwłaszcza dla kogos kto ceni sobie przestrzeń i prywatność.
Życie w Ameryce jest drogie, zwłaszcza jedzenie. Najtaniej jest kupować w sieci supermarketów Walmart, w których można kupić absolutnie wszystko. Ponieważ czynny jest całą dobę, jest więc stały dostęp do toalet, stał się popularny wśród podróżników chcących oszczędzić na noclegach. Wieczorem parking zapełnia się przyczepami kempingowymi. Innym darmowym miejscem do przenocowania są "rest areas", czyli zjazdy przy autostradach, gdzie kierowcy mogą odpocząć. Są o wiele przyjemniejsze i czystsze niż Walmarty, więc my nocowaliśmy przeważnie tam. Rest areas często posiadają tablice informujące o okolicznych atrakcjach, ekspozycjach, ulotkach itp. Przy wjeździe do każdego stanu są też informacje turystyczne, gdzie można dostać mapy, jeszcze więcej ulotek i darmową kawę :) Dobrym miejscem, gdzie można zaopatrzyć się w darmowe przedmioty są pola kempingowe. Ludzie zostawiają tam wszystko co jest im niepotrzebne: ubrania, przedmioty użytku domowego i różne pierdoły. W ten sposób mamy maselniczkę, sitko, kubki, kosz, świeczkę, koc, ubrania, gaziki jałowe etc. Raz na jakiś czas organizuje się na kempingach, trawnikach przed domem lub specjalnie do tego przeznaczonych miejscach tzw "flea market", czyli pchli targ. Można nabyć przedmioty za centy! Kupiłam tam świetne ostre noże i ubrania każde po 25 centów.
Na kempingach na Florydzie stałymi bywalcami były szopy pracze. |
W Everglades National Park na Florydzie mieszkają aligatory. |
W całych stanach jest pełno saren. Niemal przy każdej drodze są znaki by uważać na sarny i niestety wielokrotnie widzialam je martwe. |
Z biegiem lat do osady zaczęli zjeżdżać hohsztaplerzy, organizując nocne spacery w poszukiwaniu duchów, kursy na fotografowanie aur, spotkania spirytualistyczne, szkolenia na medium itp |
W tym parku ludzie składaja ofiary duchom i wróżkom. Głównie zabawne pamiątki po zmarłych. |
Na Florydzie znajduje się centrum NASA, skąd startują rakiety. |
Tak śpią astronauci. |
Kolejny most, po którym jedzie się i jedzie, a wokół jedynie morze wody. Znajduje się nad ogromnym jeziorem łączącym Nowy Orlean z pozostałym lądem. |
Nowy Orlean. Czyli jazz, blues i brass bands. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz