4 lutego 2017

Viva Cuba!

            Kuba jest jak stary film. Ulicami jeżdżą amerykańskie samochody z lat 50-tych, a w tle rysują się obdrapane czasem potężne kamienice. Dystyngowani starsi panowie w kapeluszach i gazetą w ręku siedzą w kawiarni sącząc małą czarną. Jest jednak i inny film. To polski film. Łady, maluchy, betonowe osiedla, komunistyczne restauracje, kolejki do okienka, puste półki w sklepach. Włócząc się ulicami Havany czułam jakbym cofnęła się w czasie. Ulicami jeżdżą też nowe samochody przenosząc mnie spowrotem w dwudziesty pierwszy wiek.
            Zapach moczu i szamba atakuje moje nozdrza na każdym niemal rogu. Bieda rysuje drugi plan na taśmie starej Havany. Stare kamienice niszczeją, zamieniają się w gruz zabierając na zawsze historię. Niektóre z nich zadbane, pomalowane w urocze karaibskie barwy: różowe, niebieskie i zielone. Gwar, a zarazem spokój bije z miasta i ludzi. Czas płynie tu wolno. Może to klimat Karaibów, a może przygnębione komunizmem społeczeństwo. Z balkonów wyglądają obserwatorzy dnia codziennego, w drzwiach sterczą łowcy turystów wabiąc do casas particulares lub sprzedając przekąski czy kawę.
             Kubańczyk, który posiada na własność klasyk z lat 50-tych ma go po dziadku pradziadku lub dorobił się fortuny. Utrzymanie takiego samochodu jest kosztowne (drogie części, drogie paliwo). Chętniej więc kupowane są maluchy i łady, które można łatwiej i taniej naprawić. Nowe samochody sprowadzane są na wyspę od dwóch lat w kosmicznych cenach. Jeśli kogoś stać na taki samochód prawdopodobnie moczy ręcę w korupcji. Co zrobić żeby utrzymać starego chryslera czy cadillaca? Wozić turystów! Proste, bo któż nie chciałby się przejechać pięknym szerokim kabrioletem po ulicach Havany? Godzinna przejażdżka kosztuje 30 dolarów, co daje niemałą sumkę na koniec dnia.
            Średnia miesięczna pensja Kubańczyka to 20 dolarów. Za tę sumę musi wyżywić siebie, a czasem nawet rodzinę. Mieszkania, szpitale i szkoły opłaca rząd. Za to Fidel zyskał sobie miłość narodu. Prąd i woda są za darmo, trzeba jednak opłacić gaz, którego cena waha się w zależności od miejsca zamieszkania. W Havanie to wydatek 1 dolara rocznie, w pozostałej części kraju to wydatek rzędu 2 dolarów za butlę gazu, która starcza na około miesiąc. Wody czasem brak, prąd odcina się na wiele godzin. Racje żywnościowe  są niewystarczające. Resztę produktów trzeba kupić samemu. Szczególnie cenne są środki czystości, dlatego do niedawna Kubańczycy często prosili turystów o mydło. Dziś to rzadkość, bo wielu Kubańczyków wyemigrowało lub prowadzi prywatne interesy. W publicznych toaletach normą jest brak wody, papieru i mydła. W domach nie ma internetu, jedynie w wybranych punktach na ulicy. Jeśli widać skupisko ludzi siedzących na ławkach w parku, przy budynkach czy na krawężnikch to znaczy, że jest tam internet.
             W kraju obowiązują dwie waluty-pesos cubanos (CUP) i pesos convertible (CUC). 1 dolar to mnie więcj 1CUC, czyli około 25 CUP.  Ceny w sklepach różnią się diametralnie w zależności od miejsca i waluty, którą się operuje. W turystycznych miejscach gdzie cenny są dziesięciokrotnie większe płaci się w CUC lub dolarach. Najtańsze zakwaterowanie w casas particulares to wydatek około 20 dolarów za osobę! Jest to prywatny biznes, jednak właściciele muszą oddać połowę państwu, stąd kosmiczne ceny. Bilet autobusowy miejski kosztuje jedynie 1 cup, czyli grosze, bo jest to transport publiczny, za to taksówka około 10 cuc. Za 10 cup można zjeść prostą kanapkę z mortadelą i serem w okienku, za 1 cuc można zjeść obfitą kanapkę z warzywami w knajpie. Wśród taniego jedzenia nie ma dużego wyboru. Kanapki, pizza co najwyżej z oliwkami czy espaguetti, lokalna wersja spaguetti z rozwodnionym sosem pomidorowym i dużą ilością sera. Często brakuje połowy dań w menu. Viva Cuba!



















Kubańskie wersje tuk-tuków.

Riksza jest najtańszą taksówką w mieście.








Tak oznaczają się casas particulares. Jest ich pełno w Havanie. 

Na Kubie wszyscy grają w domino.



Stare budki telefoniczne to norma.
Publiczne miejsce dostępu do internetu.




Typowy bar, gdzie na półkach są tylko dwa produkty. Tu można kupić papierosy i napić się lokalnej wersji coca-coli z nalewaka.







Przydział racji żywnościowych.

Kawa w okienku. Najlepsza.

Ceny są mylące. 10$ za kanapkę to w rzeczywistości 10 cup, czyli grosze.



Taką wersję flanu w puszce po piwie kupiłam w okienku. Pyszny!


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz