W odległej krainie Tana Toraja, na indonezyjskiej wyspie Sulawesi, raz w roku odbywa się dość niezwykła ceremonia, Ma'nene. Rodzina udaje się do grobu, by wyciągnąć trumnę, a z niej krewnego. Następnie czyszczą go, przebierają, obściskują, robią pamiątkowe zdjęcia i wkładają spowrotem do grobu. Brzmi jak horror z czarnym humorem? Ta ceremonia ma jednak istotne znaczenie w tradycji pochówku zmarłych. Torajanie, choć oficjalnie są chrześcijanami, wciąż kultywują animistyczne zwyczaje. Według ich wierzeń zmarły nie odchodzi na zawsze, lecz udaje się do innej krainy. Dbają więc o to, żeby miał odpowiednią "wyprawkę": ubrania, pieniądze, ew zdjęcia. Żeby utrzymać ciało w odpowiedniej formie, raz na trzy lata oczyszczają je, wymieniają ubrania, uzupełniają wyprawkę i zawijają spowrotem w materiały. Im więcej tym ciało będzie w lepszym stanie. Ceremonii towarzyszą śmiech i łzy, bo Torajanie nie żegnają się ze zmarłymi na zawsze. Przecież za parę lat znowu powrócą zza grobu.
Polowanie na trupa to nie lada sztuka. Trzeba być w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Ma'nene odbywa się jedynie w dwóch ostatnich tygodniach sierpnia, w okolicach Pangala i Baruppu. W tej drugiej wiosce nie odwija się ciała z materiałów, jedynie owija w nowe. Dawniej ceremonie były częściej odprawiane, ale odkąd kościół wkradł się na te ziemie, rytuał zaniknął w wielu miejscach albo został zredukowany. Teraz ciało przeważnie oczyszcza się powierzchownie z kurzu, rzadko myje. Kiedyś można było zobaczyć scenę jak z horroru- zombie spacerującego po wiosce w towarzystwie rodziny. Trup musiał "przejść" wyznaczoną drogę, "drogę do innego świata". Jeśli natomiast zmarł gdzieindziej, wędrowano z nim do miejsca, gdzie się urodził. Tam, według tradycji, powinien zostać pochowany. Te tradycje zaniknęły niemal całkowicie, chociaż wciąż można się na nie natknąć.
Jest jednak coś bardziej szokującego niż Ma'nene. Ceremonia pogrzebowa, która odbywa się z wielką pompą i trwa wiele dni, jest niezwykle kosztowną imprezą. Nie zawsze rodzina ma odpowiednią kwotę by odprawić pogrzeb natychmiast. Musi więc uzbierać pieniądze, co może trwać tygodniami, miesiącami, a czasem nawet latami. Gdzie w tym czasie przechowują zmarłego? Otóż we własnym domu! W oddzielnym pokoju, w trumnie. Miałam okazję zobaczyć ciało zmarłego cztery miesiące wcześniej mężczyzny. Wyglądał całkiem jak żywy i wbrew moim obawom nie cuchnął, bo wstrzyknięto w niego formalinę. Obok stała kawa. Żona codziennie przychodzi , siada i rozmawia z nim.
Po tych niezwykłych doświadczeniach patrzę na śmierć inaczej. Sposób, w jaki Torajanie żegnają się ze zmarłymi jest zarazem komiczne i magiczne. W moim odczuciu poprzez dłuższy kontakt ze zmarłym mogą lepiej sobie poradzić z jego odejściem. Nawet patrząc na "trupa w szafie", przebywając z nim parę minut sam na sam w pokoju początkowe ciarki przeszły w spokój. Zobaczyłam, że przede mną leży człowiek, który jest jedynie materią. W środku był pusty. Nie było w nim duszy, ona nie umarła, tylko gdzieś uleciała.
|
Dziecko było pochowane z matką w jednej trumnie. |
|
Niektórzy zakrywali twarze, ale tak naprawdę wcale nie śmierdziało trupem. |
|
Rozbieranie trupa. |
|
Na początku wydawało mi się to szokujące, ale potem przywykłam: rodzina robiła sobie selfie z trupem |
|
Odrobina przyjemności dla trupa. |
|
Wujek w nowych spodniach. |
|
Zabrać bransoletkę czy zostawić..hm.. |
|
Też sobie strzeliłam selfie, a co;) |
|
Pokój, w którym żona "przechowuje" męża. Wkońcu mogą sobie spokojnie porozmawiać. |