Czuję cudownie słodki zapach kwiatów. Smugi potu nieustannie spływają po moim ciele. Ubłocone nogi stają się coraz cięższe, włosy ciasno przyklejają się do czoła. Powietrze jest lepkie od wilgoci, brakuje mi oddechu. Droga nie jest łatwa. Muszę przedzierać się przez busz, wspinać po wodospadzie i stromym, śliskim stoku. Na szczęście tu i ówdzie są liny, inaczej nie dałabym rady (a jednak ktoś kiedyś wspiął się tu żeby przymocować te liny!). Kąpiel w rześkim wodospadzie cieszy mnie bardziej niż kiedykolwiek. Delektuję się zbieranymi w wodzie owocami gujawy (nie spodziewałabym się tego owocu w dżungli i to w wodospadzie!).
Po wielu godzinach docieram na szczyt i już widzę dlaczego tyle się męczyłam. Widok zachwyca, zapiera dech w piersiach! Przed moimi oczyma rozpościera się jaskrawozielony, szeroki krater otoczony równie zielonymi pomarszczonymi górami. W oddali słońce zalewa mocnym światłem szare morze. Nawet drapacze chmur na horyzoncie nie przeszkadzają. Mam panoramę na niemal całą wyspę. Okrążam dalej szczytem krater i zaczynam schodzić w dół, a raczej ślizgać się po błocie. Droga powrotna zajmuje kolejne godziny. Zapada ciemność. Oczywiście nie wzięliśmy latarki, bo nie spodziewaliśmy się, że trekking zajmie tyle godzin i jedynym marnym światłem jakie posiadamy to z telefonu. Chyba zabłądziliśmy. Nie ma żadnych oznaczeń. Czy tu były te głazy? Nie pamiętam tej ścieżki. Zmysły płatają nam figle. W końcu udaje się nam znaleźć wyjście! Okazuje się, że byliśmy na właściwej drodze.
Właśnie zrobiłam trekking po dżungli, chyba najtrudniejszy w moim życiu. Szlak jest trudny, nieznany powszechnie turystom, nie ma tu oficjalnego wejścia i można łatwo zabłądzić. Jednak koniec końców znajdujemy się na wyspie, nie jesteśmy daleko od cywilizacji i nie ma tu groźnych zwierząt. Za to niesamowite zapachy, których nie doświadczyłam wcześniej w żadnej innej dżungli.
|
Welcome to the jungle. |
|
Czasem drogi wyglądały tak... |
|
...że trzeba było przejść pod zawalonym drzewem :) |
|
Przepyszne owoce guavy. |
|
To dopiero początek wspinaczki po wodospadzie. Potem było zbyt hardcorowo na robienie zdjęć. |
|
Honolulu. |
Jeszcze tylko kilometr. Jadę na zdezelowanym rowerze nie wiedząc czego się spodziewać. To już tu! W oddali widzę zaparkowane rowery, czarną pustynię i morze. Niesamowity widok! Podążamy za grupą turystów. Daleko na horyzoncie smugi lawy jak wodospad spływają niczym do oceanu. W pobliżu krąży łódź. Wspaniale byłoby znaleźć się tam, na wodzie. Wrócimy tu o zmroku, teraz pora ruszyć do głównego punktu wyprawy, czyli na bliskie spotkanie z LAWĄ. Żeby tam dotrzeć musimy przejść przez czarną pustynię, czyli zastygłe ogromne surrealistyczne pole lawy. Pofałdowana struktura tworząca rozmaite kształty pochłania mnie całkowicie. Chodzenie po niej okazuje się nie lada sztuką, bo tu i ówdzie trzeba przeskoczyć dziurę w ziemi. Po jakichś dwóch godzinach fascynującej, ale też monotonnej krajobrazowo wędrówki docieramy do celu. Rzeka lawy płynie jak w zwolnionym tempie zbliżając się niczym jakiś potwór z czeluści piekieł. Hipnotyzujący spektakl pochłania nas całkowicie. Dopiero palące podeszwy butów alarmują nas o zagrożeniu. Lawa skradła się niezauważenie płynąc pod zastygłą czarną masą. Musimy się cofnąć, jesteśmy za blisko! Ostrożnie stąpamy po lawie. Jeden zły krok i moja noga stopi się w zapomnienie. Pot z gorąca i stresu spływa po moim czole. Coraz więcej lawy przedziera się pod spodem żarząc się złowieszczo dla zmysłów. Mam wrażenie, że gdziekolwiek nie postawię stopy ona już tam jest, dogania mnie. Po gorączkowym poszukiwaniu wolności wreszcie udaje mi się uciec. Wracam i już niebawem zapominam o zagrożeniu robiąc po drodze zdjęcia; zastygła lawa pięknie mieni się nocą w świetle latarki! Poszliśmy znowu obejrzeć ognisty wodospad spływający do oceanu.
Bilans wyprawy: Wikingowi spaliło prawie całkowicie podeszwy butów i musiał sobie kupić nową parę :)
|
Z czeluści piekieł. |
Mieliśmy jeszcze jedną dramatyczną przygodę na Hawajach, która skończyła się niestety tragicznie. To było pierwszego dnia, na przywitanie. Poszliśmy popływać w oceanie o zachodzie słońca. Nagle zauważyliśmy chłopca, którego woda wyrzuca na brzeg. Miał na sobie sprzęt abc do snorklowania więc nie myśleliśmy początkowo, że rozluźnił się swobodnie w wodzie. Po chwili zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak. Podbiegliśmy, przewróciliśmy chłopca a on był cały siny. Zaraz podbiegła kobieta, która okazała się pielęgniarką i również zauważyła nieprzytomnego chłopca. Zaczęła robić mu sztuczne oddychanie. Z chłopca zaczęła najpierw wylatywać woda, po czym wymiociny i na końcu krew. Straszny widok! Największym dramatem było jednak przybycie siostry chłopca. Jej krzyk i szlochanie pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Wkrótce przyjechało pogotowie i dalej reanimowało chłopca po czym zabrali go na pogotowie. Dwa dni później dowiedzieliśmy się z wiadomości, że chłopiec zmarł. Przyczyna jest bliżej nieznana. Mógł to być zawał, wychłodzenie organizmu albo utopienie.
Spośród siedmiu zamieszkanych wysp archipelagu hawajskiego byliśmy na dwóch z nich: Oahu i Hawaii. Oahu nie należy do najpiękniejszych, ale tylko do niej można dolecieć z zewnątrz. Z niej dopiero można odbyć wewnętrzne loty na inne wyspy, które do najtańszych nie należą. Hawaje są najdroższym stanem Ameryki. Na szczęście dzięki wspaniałej gościnie znajomych mieliśmy na Oahu nocleg oraz samochód i motor do dyspozycji. Dlatego też na tej wyspie spędziliśmy większość czasu.
Oahu to główna wyspa Hawajów, ze słynną stolicą Honolulu pełną drapaczy chmur, bogatych Amerykanów, Japończyków i innych Azjatów. Gdzie są rdzenni mieszkańcy? Niestety, mimo że objechaliśmy całą wyspę najwięcej widzieliśmy ich chyba na promenadzie gdzie wieczorami mężczyźni grali na ukulele a kobiety kołysały biodrami i falowały rękoma. Hawajczycy to Polinezyjczycy. Niektórzy są mali i drobni, inni masywnej budowy. Mają ciemną karnację i włosy, migdałowe oczy, szerokie nosy. Na co dzień ubierają się posługują się językiem angielskim mimo, że oficjalnie są dwa języki urzędowe. Największa populacja, która wciąż kultywuje stare tradycje i posługuje się rodowitym hawajskim językiem żyje na wyspie Ni'ihau. Wyspa ta jest zwana "Zakazaną Wyspą" ponieważ jest własnością prywatną i obcy nie mają na nią wstępu. Nie ma na niej prądu, wody ani sklepu; mieszkańcy zajmują się wypasem bydła. Dzieci do szkoły płyną na najbliższą wyspę Kaua'i gdzie pracują również niektórzy mieszkańcy.
Oahu to nie tylko drapacze chmur i autostrady. Są piękne plaże zarówno ze spokojną wodą jak i falami jednymi z najlepszych na świecie do surfowania, góry oraz dżungla idealna na trasy trekkingowe.
Hawai'i, zwana również Big Island jest największą i najbardziej wulkaniczną wyspą archipelagu. Polecieliśmy na nią żeby zobaczyć wulkan Kilauea, który jest wciąż aktywny. Widok płynącej lawy i czarnej pustyni są spektakularne. Poza tym wyspa ma piękne zróżnicowane krajobrazy i ze względu na warunki klimatyczne jest tam sieć teleskopów oraz jedno z lepszych na świecie obserwatorium astronomicznych! Na tej wyspie spędziliśmy zaledwie 3 dni bo niestety koszt wynajęcia samochodu to wydatek rzędu 50 usd (spaliśmy w nim więc przynajmniej zaoszczędziliśmy na noclegach).
Ciekawostką i czymś oryginalnym na Hawajach są dzikie kury. Można je spotkać na plaży, na trawie, przy drogach. Skąd się wzięły i czemu są wszędzie? Kury przybyły na wyspy wraz z pierwszymi Polinezyjczykami około 800 lat temu. Zostały udomowione, jednak wiele z nich uciekło wskutek huraganu Iwa w 1982. Kolejny huragan Iniki rozsiał je po całych wyspach. W dżungli napotkały dzikie kury i zaczęły się z nimi mieszkać. W ten sposób kury ewoluowały do nowego gatunku. Najwięcej jest ich na Kauai, prawdopodobnie dlatego że nie ma tam naturalnych predatorów.
|
Po wyspie jeździliśmy nie byle jakim motorem, bo Harleyem :) |
|
Tajemnicze rzeźby. |
|
Wulkaniczny krajobraz Big Island. |
|
Czy sól może być czarna? |
|
Bliskość Hawajów z Japonią sprawia, że loty między tymi krajami są niedrogie i najwięcej turystów pochodzi właśnie stamtąd. Sporo Japończyków osiedla się na stałe na Hawajach, więc idąc ulicami Oahu natrafia się na sklepiki z sushi.
W wersji amerykańskiej są wielkie, z bekonem i serem :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz