Z oddali nadciągał niepokojący dym. Niebo zamieniło się w apokalipsę. Kiedy znaleźlismy się w epicentrum smogu nie mogliśmy swobodnie oddychać. Najgorsze było to, że nie widziałam na horyzoncie nawet kawałeczka nieba. Nie wiedziałam wtedy, że to był dopiero początek. Znaleźliśmy się bowiem na obszarze największego pożaru jaki widziała Kanada od ponad 30 lat.
Latem tego roku British Columbia stanęła w ogniu. Na tym ogromnym obszarze niemal w całości pokrytym drzewami iglastymi pożar rozprzestrzeniał się w błyskawicznym tempie. Lasy płonęły nie przez tydzień ani dwa, ale 3 miesiące! Zaczęło sie od jeziora Williams. Pożar objął okoliczne tereny i gospody, jednak uwaga służb ratowniczych skierowana była wtedy na Ontario, które płonęło już 2 miesiące. Straż pożarna przyjechała więc za późno. Właściciele ziem sami postanowili wziąć sprawę w swoje ręce i chronić swoje posiadłości. Niespodziewanie jednak służby wkroczyly do akcji i zarządziły ewakuację jeziora. Farmerzy ani myśleli zostawić swoje ziemie z bydłem. W większości byli to Indianie, ktorzy nie po raz pierwszy w swoim życiu mieli do czynienia z pożarem i gdyby zostawili wszystko na pastwę losu straciliby wszystko i nie dostaliby żadnego odszkodowania. Postanowili więc walczyć nie tylko z pożarem, ale i z prawem, bo za sprzeciwianie się groziło im aresztowanie. Nic ich już nie mogło powstrzymać. Znający te ziemie od dziada pradziada i metody walki z ogniem doskonale poradzili sobie z pożarem. Rząd, początkowo przeciwny, widząc swoją bezsilność i zarazem determinację farmerów postanowili im wkońcu pomóc.
Przeczytałam ciekawy artykul w gazecie na temat kobiety, która w czasie pożaru zaczęła rodzić! Za późno już było na ewakuację, co więc robić. Wszyscy opuścili szpital z wyjątkiem jednej z pielęgniarek oraz lekarza położnego (dać im medal za to!), którzy postanowili zostać z pacjentką w szpitalu i przyjać poród. Kiedy tylko urodzila natychmiast ewakułowano ich z miasta.
Po ustaniu pożaru wiele osób straciło dach nad głową. Przyjechały dziesiątki wolontariuszy pomóc ofiarom. Organizowali akcję zbierania żywności, ubrań, pieniędzy, wszystkiego czego brakowało i co było potrzebne.
Kiedy pierwszy raz wkroczyliśmy w strefę dymu jechaliśmy w stronę Okanagan Valley. Tam pożar nie siegał, ale w powietrzu unosił się smog. Ciężko było oddychać. Aura była dość niezwykła: zamglony świat i pomarańczowe słońce przedzierające sie od czasu do czasu zza chmury dymu. Ksieżyc wyglądał jak żarzył się na czerwono magicznie kontrastując z czernią nocnego nieba. Pożar straszył i fascynował nas jednocześnie. Nie chcieliśmy znaleźć się w jego epicentrum, ale z pragnęliśmy ujrzeć go gdzieś obok. Im dalej jechaliśmy, w stronę Vancouver, tym więcej blękitnego nieba widzieliśmy. Na Vancouver island, pięknej wyspie z bujną roślinnością, gęstym lasem deszczowym, długimi piaszczystymi plażami i scenicznymi drogami dopisywała nam wspaniała pogoda. Jak już tylko wyjeżdżaliśmy z wyspy smog zaczął docierać nawet tam. Planowaliśmy jechać aż na Alaskę, ale niektóre drogi były zamknięte, a że były tylko dwie główne drogi na północ więc musieliśmy kombinować. Pewnego dnia zatrzymala nas blokada policyjna. Okazało się, że w pobliżu jest pożar. Ewakuowali całą okolicę, ale droga, jedna jedyna była na szczęście przejezdna pod policyjną eskortą. Mieliśmy wreszcie okazję zobaczyć pożar na własne oczy.
|
W drodze do Vancouver trafiliśmy na najstarsze kino samochodowe w Kanadzie. |
|
Popcorn z solą, masłem i piwo. Yeah!:) |
|
Oldschoolowe reklamy :) |
|
W progrmie były dwa filmy, za jedyne 10$. Dźwięk grany byl w radiu wiec wystarczylo zlapać odpowiednia falę. |
|
Drugiego filmu nie pamiętam, bo zamuliły mnie popcorn i piwo, wiec usnęłam. Film był puszczany bardzo poźno, koło godz 23. |
|
Okolice Okanagan Valley słyną z przepysznych czereśni. Wiele osób przyjeżdża tu zarobić na zbiorach. Niektóre sady dają możliwość zerwania samemu czereśni. Dostaje się na wejściu wiaderko, wybiera się drzewko przy którym stoi drabina i czereśnie są Twoje. |
|
Jedliśmy czeeśnie przez tydzien aż do dosłownie "usrania":) |
|
Vancouver. Tętniące wielokulturowością nowoczesne miasto. |
|
Vancouver Island. Wyspa rzeźbiarzy... |
|
...totemów... |
|
...i "Wielkiej Stopy"- w języku Indian "Sasquatch". |
|
To budynek, w którym sprzedaje się indiańskie maski. Nie wolno było robić zdjęć, ale zapewniam was, że są szczęka opada. Jak się spojrzy na ich cenę też. |
|
Poznaliśmy pół Indianina, który widzial Wielka Stopę na własne oczy! Muszę przyznać, że opowiadal tę historię z niemalże trzęsącym sie głosem, więc może coś w tym jest...;) |
|
Spędziliśmy z nim dwa ciekawe dni grając w fenomalne marmurowe szachy i zwiedzając okolice znane jedynie lokalnym eksploratorom. |
|
O ile w USA niektóre indiańskie plemiona są nam znane, jak np Hopi, Irokezi czy Cherokee, tak w Kanadzie są dziesiątki różnych szczepów o których większość z nas zapewne nigdy nie slyszała. |
|
To jeden z najbardziej niezwykłych campingów na jakim byliśmy. To jezioro ma mieszaną wodę słodką - z rzeki - i słoną - z oceanu, przez co całe dno pokryte jest muszlami. Kiedy przyjechaliśmy po poludniu poziom wody w jeziorze byl na tyle wysoki, że można było wejść do niego z trawy. Rankiem następnego dnia jezioro odsłoniło muszle. Nie dało rady chodzić bez klapek bo można było pokaleczyć sobie stopy. |
|
A tu inne jezioro pełne kijanek.
|
|
British Columbia (BC) uważana jest niebezpodstawnie za najpiękniejszy stan Kanady. |
|
Jeden błędny krok i chlup w wodzie. Pokonałam swój rekord i zanurzyłam się na sekundę w tej lodowatej wodzie. Brrr...! |
|
Gdybym miała powiedzieć jakie kwiaty są w BC to tylko fioletowe. Jadąc przez ten ogromny stan wpada się wręcz w monotonię krajobrazową jak petle czasową. Wszędzie sosnowe lasy i fioletowe kwiaty. |
|
Im dalej na północ tym większe i dziwniejsze owady rozbijały nam się o szybę. |
|
Muszę pochwaluć Wikinga. Jak na laika zrobil piękne zdjęcia kaczkom. |
|
To dziwne coś było galaretowate w dotyku i wypelnione w śrosku zielonymi kropkami. Przedziwne stworzenie. |