11 kwietnia 2017

Karaiby na stopa. Cz.II


           Tortola, największa z Brytyjskich Wysp Dziewiczych ma mnóstwo portów skąd żeglarze płyną w odległe kierunki. Czekało nas wiele godzin poszukiwań. Łatwiej szukać łodzi na maleńkich wyspach gdzie są jeden czy dwa porty. Na dodatek kierunek, który sobie wyznaczyliśmy - od BVI w stronę Małych Antyli i dalej w dół aż do Trynidad i Tobago - nie był popularny w tym okresie. Większość żeglarzy płynęła w odwrotnym kierunku. Objechaliśmy całą wyspę w poszukiwaniu łajby. W każdym porcie, w którym pytaliśmy słyszeliśmy, że właśnie wczoraj ktoś popłynął w tamtym kierunku. Byliśmy jeden krok do tyłu. Jeździlismy do portów rankiem i wieczorami, kiedy najłatwiej złapać żeglarzy. Drugiego dnia skupiliśmy się już tylko na portach, gdzie istniało największe prawdopodobieństwo znalezienia kogoś, kto plynąłby w naszym kierunku. Rankiem następnego dnia węsząc w porcie usłyszałam od pracowników, że jedna z łodzi niedlugo wyrusza! Szybko pobiegłam i natknęłam się na starszą parę wnoszącą zakupy na pokład. To oni! Zaczęli już przygotowywać żagle, ale postanowiłam spróbować i zapytałam. Ku memu zaskoczeniu zgodzili się nas zabrać bez wahania. W pośpiechu spakowaliśmy manatki i pędem ruszyliśmy w nową przygodę.
       Płynęliśmy wolno i miękko. Przy odrobinie wiatru na spokojnym morzu po siedemnastu godzinach dotarliśmy wreszcie na nowy ląd. Saint Martin (fr.) i Sint Maarten (hol.) w jednym to najmniejsza wyspa świata podzielona między dwa państwa: Francję i Holandię. Mimo braterstwa w unii europejskiej tu nie mogą się ze sobą pogodzić. Mimo odrębności stanowią nie jako jedność, więc jeśli jeden kraj nie zgodzi się żeby na wyspie były pola namiotowe drugi musi się do tego dostosować. Taka sytuacja faktycznie miała miejsce. Francuska część należy w pełni do Francji, czyli obowiązuje tam francuski język, euro i unijne prawo. Wpływając do portu nie musieliśmy się nawet meldować. Holenderska część należy de facto do Holenderskich Antyli czyli stanowi odrębność. Obowiązuje tam inne prawo, mieszkańcy posługują się językiem angielskim i operują dwiema walutami: euro oraz holenderskim guldenem. Wprowadza to niezłe zamieszanie w głowie i w portfelu turysty. Wyspa, mimo że zupełnie nieciekawa w porównaniu do otaczających ją perełek przyciąga tłumy turystów. Tanie loty z Europy, ekskluzywne hotele oferujące wszelkiego rodzaju rozrywki dla znudzonych plażowiczów i lokalna atrakcja - plaża, nad którą przelatują samoloty najniżej i najbliżej na świecie. Doznanie jest niesamowite! Samoloty startują i lądują tuż obok plaży, więc odrzut jest tak silny, że porywa ludzi i piach do morza.
            Erica, naszego kolejnego kapitana z USA poznaliśmy już pierwszego dnia poszukiwań w barze. Jego koledzy zdradzili, że marzy mu się Dominika, ale nie chce płynąć samotnie. Spadliśmy mu jak gwiazdka z nieba. Uradowany, że chcemy płynąć w tamtym kierunku lecz niepewny nas postawił nam piwo. Następnego dnia wprowadziliśmy się na jego łódź.
Rejs na Dominikę był jak dotąd najdłuższym i najtrudniejszym w moim życiu. Trwał aż trzydzieści godzin, fale były ogromne, a w nocy spotkał nas sztorm. Mam chorobę lokomocyjną i szybko się nudzę jeśli nie ma nowych bodźców. Tabletki na nudności usypiają, więc w trakcie żeglowania nie mogłam nic zrobić poza patrzeniem za horyzont albo spaniem. Kiedy próbowałam czytać lub zeszłam na dół, gdzie bardziej buja, by przyrządzić jedzenie skończyło się to wymiotowaniem. Wypruci z życia szybko zapomnięliśmy o wszystkim kiedy dopłynęliśmy do jednej z piękniejszych wysp jaką w życiu widziałam. Bujnie zielona dzika górzysta Dominika jest ulubioną wyspą żeglarzy. Szybko stała się i moją. Liczne rzeki, wodospady, dziewicza przyroda i małe urokliwe wioski żyjące rytmem reggad tworzą idyllę. Brak plaż i resortów odciąga pięciogwiazdkowych turystów więc nie ma tłumów. Mieszkańcy Dominiki są biedni, więc starają się zarobić jak tylko mogą. Codziennie podpływają na łodziach oferując ryby, muszle, owoce i warzywa. Jeden ze sprzedawców w zamian za marakuje zamienił się z nami na koszulkę. Co drugi z nich oferuje też marihuanę na sprzedaż. Mimo, że oficjlnie na Karibach jest nielegalna dużo osob ją hoduje, a zapach roznosi się w powietrzu dość często.
        To była pierwsza łódź w moim życiu, na której zamieszkałam aż tydzień. Musiałam mocno oszczędzać wodę. Kąpałam się w morzu, a na koniec spłukiwałam sól bierzącą wodą. To samo z naczyniami. Włosy się kleiły, więc myłam je w słodkiej wodzie. Kajuty są małe, kładąc się i wstając z łóżka musiałam uważać żeby nie walnąć głową w sufit co mi się zdarzało na początku. Spanie jest przyjemne jeśli lekko buja, przypomina mi leżenie w hamaku. Gorzej jeśli fale uderzają w łódź, co niestety często sie zdarza. Trudno usnąć, a czasem nawet swobodnie leżeć. Musiałam się przyzwyczaić, jak do wszystkiego zresztą. 
Poszukiwania kolejnej łodzi zajęły jeden taneczny wieczór. Na imprezie z karaibską muzyką poznaliśmy kolorową parę - Andy'ego i Nicki z Wielkiej Brytanii. Zabrali nas z Dominiki na Martynikę.
         





Linda i Dan, wspaniali Kanadyjczycy którzy zabrali nas na freestylu z Tortoli na Sint Martin.




Eric, pierwszy kapitan z którym zamieszkaliśmy aż tydzień. Zabrał nas z St.Maartin na Dominikę.




Dominika.


Mimo, że wyspa ma około 30km dlugości, przejechanie jej z północy na południe zajmuje jakieś 3godziny! Wyspa jest w całości górzysta, a środkową część nie da się przejechać wszerz.

Tak wyglądają niektóre drogi na Dominice. Chyba zabrakło funduszy.


Takie chatki to normalny widok. Duży kontrast w porównaniu do poprzednich bogatych wysp.

Dominika to dzika dżungla.

Dwie strony liścia. Czyż nie jest piękny?:)

Nie wiem co to za owoc, ale jest dość dziwny.

Najdziwniejsza i najpiękniejsza dżdżownica jaką w życiu widziałam.

Na Dominice wodospady są wszędzie.

Mr.Able może Cię przewieźć po wyspie kolorowym pickupem.

"Co ty mi chcesz tu sprzedać?!". Ten wodny sprzedawca. Miał do zaoferowania wszystko: owoce (te śmieszne cycuszki na podłodze:), koraliki, ryby, wycieczki po wyspie i menu z restauracji.


Ten sprzedawca, nazwany przez nas 50 Cent, ma do zaoferowania
coś ciekawszego;)

50 Cent zamiast łodzi używa deski surfingowej.

Lokalne wierzenia. Nie do wiary!

Wynajęlismy samochód. Ciekawe mają tu warunki ubezpieczeń:)

Najdłuższy kod do wifi jaki widziałam w życiu! Absurd.


Mieszkańcy Karaibów lubią murale. Zamiast plakatów reklamowych malują propagandowe hasła.
Pierwszymi mieszkańcami Karaibów byli Arawak, Indianie którzy przywędrowali tu z Ameryki Południowej. Mówi się o nich ludzie z płaskimi twarzami. Kiedy wyspy zaatakowali konkwistadorzy nie mieli szans. Zamiast poddać się i żyć w niewoli wybrali jednak inną drogę - skok w przepaść. Większość zginęła, a garstka ukryła się w jaskiniach i przetrwała do dziś. Nie praktykują już swoich wierzeń, ale wciąż budują canoe. W międzyczasie na Dominikę przypłynęli Karaibowie, również plemię indiańskie, od których wzięła się nazwa wysp. Dotarli tu z Ameryki środkowej. Agresywniejsi dzielnie odpierali atak najeźdżców. Walczyli z Francuzami, Anglikami i Hiszpanami. Zostali niemal całkowicie wybici. Część z nich zmarła w wyniku chorób przywiezionych z Europy. Dziś na wyspach karaibskich mieszkają głównie potomkowie niewolników z Afryki.


Totemy Arawak.

Canoe, którym pływali.

Morze karaibskie...turkusowe i krystaliczne.

Eric miał na łodzi sprzęt do nurkowania, skorzystaliśmy więc. Niestety rafy koralowe są zniszczone na Karaibach głównie przez masowe żeglowanie. Łodzie zakotwiczają się wszędzie gdzie się da.

Andy i Nicki. Z nimi popłynęliśmy z Dominiki na Martynikę. Sporo w życiu żeglowali. Kiedy dowiedzieli się, że pochodzę z Syrii bardzo się ucieszyli. Zwiedzili ją i pokochali objeżdżając Morze Śródziemne.


Nasz pierwszy stop na Martynice. Łapanie stopa na Karaibach jest dość łatwe, szczegolnie na wydpach na ktorych komunikacja autobusowa siada.
Hm...robijamy się na tej plaży?






Przygotowania do karnawału. Niestety za daleki termin dla nas. Mieszkanie na wyspach karaibskich nie należy do najtańszych.